Zaświaty. Historie prawdziwe okładka
Literatura faktu Recenzje

Zaświaty. Historie prawdziwe, Ed i Lorraine Warren, Cheryl Wicks

Działalność Eda i Lorraine Warrenów

Nie wierzę w duchy ani demony. Lubię jednak czasem obejrzeć jakiś horror, w którym się one pojawiają. Zdarzyło mi się kilka razy obejrzeć na YouTubie filmiki, na których niby kontaktują się z duchami. Ciekawi mnie tam bardziej pomysłowość twórców tych filmików, aby wyglądał on na prawdziwy, niż rzeczywisty kontakt z duchami. Od jakiegoś czasu obserwuję książki państwa Warrenów. Ostatnio sporo książek ich autorstwa jest wydawanych w Polsce. Zaciekawiły mnie. Najbardziej ciekawiło mnie to, co takiego ci państwo robili, że przez kilkadziesiąt lat utrzymywali się z prac związanych z siłami nadprzyrodzonymi.

Zaświaty. Historie prawdziwe – podsumowanie pracy małżeństwa słynnych demonologów

Wydaje mi się, że do książki Zaświaty. Historie prawdziwe podeszłam z na tyle otwartym umysłem, na ile mogłam. Nie chciałam krytykować każdego działania Warrenów. Po prostu byłam ciekawa ich pracy. W książce znalazłam opisy kilku przypadków, nad którymi Warrenowie pracowali. Oprócz opisów był też wstęp o samych autorach, a także o opętaniach, nawiedzeniach. Myślę, że rozdział o Warrenach był ważny, gdyż dzięki niemu zostali przybliżeni mi autorzy, o których nie wiedziałam zbyt wiele oprócz tego, że są popularni i związani ze zjawiskami paranormalnymi. Zaciekawiły mnie też opisy przeróżnych kontaktów z duchami, demonami i innymi stworzeniami. Niektóre brzmiały jak wprost z horroru, a inne od razu kwalifikowałam jako nieprawdziwe. Miałam wrażenie, że są zmyślone od początku do końca.

Zanim sięgnęłam po książkę Zaświaty. Historie prawdziwe byłam bardzo ciekawa Warrenów i ich pracy. Czuję, że ta książka dostarczyła mi wszystkiego, co chciałam wiedzieć. Dowiedziałam się, czym zajmowali się przez kilkudziesięcioletnią karierę autorzy i z jakimi przypadkami się spotkali. Niektóre wydały mi się od razu nierealne, ale inne potrafiły wywołać ciarki na skórze. Myślę, że trzeba ciekawić się zjawiskami nadprzyrodzonymi, albo – tak jak ja – interesować się Warrenami, aby w ogóle chcieć sięgnąć po tę książkę. Nie zamierzam nikogo skłaniać do zapoznania się z tą książką. Jednak mogę śmiało stwierdzić, że moja ciekawość została zaspokojona i raczej już nie będę sprawdzać, co takiego jest w innych książkach tego małżeństwa.

Anna Karczewska,

Z książką pod koc