Hitman, okładka
Literatura piękna Recenzje

Hitman

Czy może być coś wspanialszego dla miłośnika komiksów o super bohaterach, aniżeli zupełnie premierowa opowieść o jednej z najciekawszych postaci tego nurtu…? Oczywiście, że nie! I dlatego z tym większą przyjemnością sięgnęłam po komiksowy album Hitman. Tom 2, na którego to blisko 350 stronach dzieje się ciekawie, zabawnie i nieco inaczej, niż zawsze. Zapraszam was do poznania recenzji tego komiksu, który ukazał się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Egmont.

Zarys fabuły

Tommy Monaghan – sierota, twardy facet i przy okazji płatny zabójca z miasta Gotham, rozpoczyna oto swój nowy, superbohaterski rozdział w życiu. Za sprawą niezwykłych umiejętności staje on po stornie dobra, „czyszcząc” otaczającą go rzeczywistość z największych kanalii. Pobiera przy tym należną zapłatę. Oto jednak w jego życiu nadejdzie cała seria naprawdę niezwykłych i przedziwnych zdarzeń. Na przykład rządowa misja mająca na celu ukaranie Hitmana. W niej wielką rolę odegra sam Green Lantern… Następnie będzie zaskakująca wojna z nietuzinkową hordą zombie… Wreszcie odbędzie się walka z podstępnym demonem o imieniu Etrigan. Oczywiście, to tylko część z wielu przygód i wątków, jakie niesie sobą Hitman. Tom 2.

Świat w komiksie Hitman. Tom 2

Zacznijmy od tego, że jest to bardzo specyficzne spojrzenie na komiksowych superbohaterów, do czego zresztą autor tego komiksuGarth Ennis, zdążył nas już przyzwyczaić. Specyficzne za sprawą tego, że obok przygód, pościgów, walki mamy tu również bardzo mocno zaakcentowaną konwencję żartu i pastiszu superbohaterskiej historii. Autor jawnie naśmiewa się z kostiumów, zachowań i moralnych dylematów tych postaci. I to też sprawia, że Hitman. Tom 2 jest dla nas czymś w rodzaju miłej odskoczni od klasycznej formuły tego typu relacji. To bawi i zaskakuje. Na scenariusz tej pozycji składa się kilka mini opowieści, w których mamy wspominaną powyżej konfrontację z demonami, Green Lanternem, żywymi trupami zwierząt… Ale jest tu też nie mniej ciekawy wątek z tzw. Ósmym Ustępem, czyli przedziwną, lokalną grupą jakby bohaterów. Oczywiście są i smaczki, by wspomnieć o pojawieniu się słynnej Catwoman. To rozmach, bardzo dużo groteski i karykatury, ale też i chociażby wyśmienicie wykreowany klimat przestępczych zaułków.

Ilustracje Johna McCreana

Jeśli chodzi o ilustracyjną postać komiksu – za którą odpowiada John McCrea, to jest naprawdę dobrze. Mamy tu charakterystyczną, bardzo surową, wręcz klasyczną kreskę dla komiksów o superbohaterach sprzed lat. Oczywiście w tych rysunkach jest wiele komediowej karykatury, ale w tym przypadku tak być po prosu musi. Do tego dochodzą ładne dla oka, w głównej mierze nieco przyciemnione i dobrze dobrane, kolory. To komiksowa opowieść o „bad boyu”, który mimo walki z naprawdę pokręconymi psychopatami i całą maścią potworów, nie chce i nie zamierza stawać się całkiem dobrym człowiekiem. I to – przynajmniej moją skromną osobę, przekonuje do tego, by uwierzyć w tę historię. Historię pełną absurdów, zakręconej fantastyki i scen, które nie przyśniłyby się nikomu na trzeźwo. Jednocześnie jest tu prawda o życiu człowieka, gdzie to bycie dobrym w takim świecie zła jak Gotham, jest po prostu niemożliwym. I cieszę się, że autor tego komiksu podziela ten sam pogląd.

Podsumowanie

Jeśli macie zatem ochotę na coś innego względem komiksowych opowieści o superbohaterach, co jednocześnie cechuje jakość na polu scenariusza i ilustracji, to bez najmniejszego wahania sięgajcie po ten tytuł. Sięgajcie i cieszcie się jego bogatą, emocjonującą, przygodową ofertą. Wielokrotnie was zadziwi, jeszcze częściej rozbawi do łez, a i nie raz skłoni do ważnych przemyśleń nad tym, czym jest tak naprawdę superbohaterstwo. Słowem podsumowania – komiks Hitman. Tom 2, to rzecz ciekawa, dobrze wykonana i jak najbardziej warta poznania. Można potraktować ten tytuł jako swoistą i w jakiejś mierze odświeżającą odskocznię od klasyki tego gatunku. W mej ocenie od czasu do czasu jest po prostu potrzebną wszystkim fanom komiksowej sztuki. Polecam i zachęcam was do poznania tej pozycji – naprawdę warto.

Urszula Janiszyn,

I, po lekturze…