Żmija i skrzydła nocy
Adoptowana córka króla wampirów Zrodzonych z Nocy, Oraya, ugruntowała sobie pozycję w świecie, w którym polowano na jej życie. Aby móc być czymś więcej niż zdobyczą, musi wziąć udział w Kejari: legendarnym turnieju organizowanym przez boginię śmierci we własnej osobie. Jednak droga do zwycięstwa nie będzie łatwa, Oraya stanie bowiem w szranki z najokrutniejszymi wojownikami ze wszystkich trzech wampirzych domów. Aby przeżyć, będzie zmuszona zawrzeć sojusz z tajemniczym rywalem… Zapraszam do przeczytania recenzji książki Żmija i skrzydła nocy.
Wojna i miłość
Wszystko, co związane z Raihnem, jest niebezpieczne. Jest bezlitosnym wampirem, zabójcą doskonałym, wrogiem korony ojca Orayi i… jej największą konkurencją. Ale księżniczkę najbardziej przeraża to, jak bardzo Raihn zaczyna ją pociągać. W Kejari nie ma jednak miejsca na litość. Wojna przybiera na sile i niszczy wszystko, co Oraya uważała za dom. Raihn wydaje się rozumieć ją jak nikt inny, ale ich rozwijająca się relacja może stać się jej zgubą – w królestwie, w którym nic nie jest groźniejsze od miłości.
Chcesz zmienić ten świat, żmijko? To wspinaj się po swojej klatce, aż będziesz tak wysoko, że nikt cię nie złapie. Złam jej pręty i zrób z nich broń. Nic nie jest ostrzejsze.
Ależ ta historia mnie wymęczyła. Naprawdę nie pojmuję fenomenu tej powieści. Czekałam na moment, w którym autorce uda się wyrwać mnie z kapci, ale się nie doczekałam. Nie czytam jakoś dużo fantastyki, a jednak mam wrażenie, że Żmija i skrzydła nocy to taki odgrzewany kotlet. Oraya do bólu przypominała mi Feyrę z Dworów Maas. Niby taka niepozorna, a jednak ostatecznie jest ponad wszystkimi. Kejari to takie Igrzyska śmierci, tyle że biorą w niej udział głównie wampiry.
Opinia o książce
Przeżyłem wiele niesprawiedliwości podczas kilku ostatnich stuleci. Byłem świadkiem pieprzonych absurdów. Ale największym z nich jest ten, Oraya, który ktoś ci wmówił. Że musisz stać się czymś więcej od tego, czym jesteś teraz.
Cała historia jest niezwykle płaska. Albo autorka kompletnie nie potrafi przelać emocji na papier, albo jest to wynik bardzo słabego tłumaczenia. Akcji jest sporo. Krew momentami leje się hektolitrami. Ale co z tego, jeśli książka nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. Uwagi mam też do wydania powieści Żmija i skrzydła nocy. Wizualnie owszem, jest bardzo ładna, ale nie rozumiem kto wpadł na genialny pomysł, by dobrać tak dziwną i malutką czcionkę. Rozumiem, że wydawnictwo nie chciało z tej powieści robić literackiej cegiełki, ale nie ma co przesadzać. To czyta się po prostu źle. Całe szczęście, że mogłam przerzucić się na czytnik.
Podsumowanie recenzji
Moja krew smakowała jak żelazo. To jednak było niczym w porównaniu z tym, jak on smakował. Pachniał jak niebo, smakował jak spadanie.
Nie kupiła mnie postać Orayi ani Raihna. Nie wspominając o łączącym ich „uczuciu”, które w moim odczuciu było tylko i wyłącznie pożądaniem. Końcówka historii była trochę ciekawsza, ale jak dla mnie nie uratowała tej książki. Nie zliczę ile razy podczas czytania Żmiji i skrzydeł nocy miałam ochotę powiedzieć „STOP” i zrezygnować z dalszej lektury.
Bez potęgi nic nie możesz osiągnąć na tym świecie. A potęga wymaga poświęcenia, skupienia i bezwzględności.
Po tylu zachwytach na bookstagramie, wzięłam tę powieść za pewniaka, a ostatecznie jest to jedno z największych rozczarowań. Kolejnym częściom podziękuję.
Anna Król
@kochajaca_ksiazki_