Pieskie sprawy Timona i Lusi, Maja Szanecka-Żołdak
Przeczytałam kiedyś, że każdy pies powinien mieć człowieka, ale nie każdy człowiek może mieć psa. I rzeczywiście, w tych słowach jest sporo gorzkiej prawdy. Niektóre osoby nie nadają się na właścicieli żadnych zwierząt, bo zamiast ich dobra, liczy się dla nich zysk, jaki im dadzą. Smutne, ale prawdziwe…
Zarys fabuły książki Pieskie sprawy Timona i Lusi
Timon i Lusia nie mieli łatwego życia. Ten pierwszy jako mały szczeniak został odebrany mamie i chociaż trafił na dobrego opiekuna, to brak jakiejkolwiek wiedzy o psach sprawił, że nie został wychowany, jak powinien, przez co bardzo często był karcony za złe zachowanie. Lusia to suczka z pseudohodowli, która żyła w okropnych warunkach, zamknięta w klatce, zaniedbana i zastraszana. Kiedy nie może mieć kolejnych szczeniaków, zostaje porzucona. Błąka się przerażona i boi się ludzi. Dwie zupełnie różne historie, a jednak łączą się w całość.
Na Pieskie sprawy Timona i Lusi zdecydowałam się pod wpływem chwili. Zaciekawił mnie opis, a szczególnie, że autorka daje możliwość spojrzenia na świat z psiej perspektywy. Czy było warto skusić się na ten tytuł?
Słów kilka o szacie graficznej
Ilustracje w książce Pieskie sprawy Timona i Lusi, chociaż czarno białe, są miłe dla oka. Elżbieta Moyski ma pewną i miękką kreskę. Jej prace wzbudzają dużo emocji, widać na nich wszelkie emocje, ruch, a także mimikę twarzy. Ilustratorka za pomocą manipulacji cieniem nadaje im ciepła lub mroku. Dostosowuje każdą pracę do danej sytuacji i pomaga jeszcze lepiej przyswoić treść.
Moje wrażenia po przeczytaniu książki Pieskie sprawy Timona i Lusi
Maja Szanecka-Żołdak porusza dość trudne tematy; znęcanie się nad zwierzętami, straszne warunki w pseudohodowlach, a także pogoń za pracą i coraz większą ilością pieniędzy. I to niestety przeważa te dobre chwile, które dają odrobinę wytchnienia, nadziei, ciepła oraz miłości. Nie zmienia to jednak faktu, że książka Pieskie sprawy Timona i Lusi w brutalny sposób pokazuje, jak okrutni są ludzie i ile cierpienia spotyka niektóre zwierzęta. Dużo dzieje się w tej książeczce, jest czas na zwroty akcji, pewne decyzje, smutki, radości, brak zaufania czy refleksje.
Na zakończenie
Muszę przyznać, że mam problem z określeniem wieku docelowego czytelnika. Sama historia jest bardzo interesująca i angażująca już od pierwszych zdań. Bardzo podobało mi się ukazanie przez Maję Szanecką-Żołdak wydarzeń z perspektywy psów – to taki obraz, jak trudno czasem jest nam je zrozumieć, a im nas. I przypomnienie, by poświęcać naszym pupilom dużo czasu oraz uwagi. Pieskie sprawy Timona i Lusi nie są dla wszystkich dzieci. Powieść przytłacza, ponieważ jest brutalnie szczera i trudna emocjonalnie. Ja sama strasznie ją przeżyłam i z trudem pozbierałam emocjonalnie, a co dopiero mały czytelnik. Jestem za uświadamianiem dziecka, tylko tutaj zabrakło mi trochę równowagi między złem a dobrem, ukazaniem tego w bardziej przystępny sposób.
Czy polecam Pieskie sprawy Timona i Lusi? Nie mogę tego jednoznacznie stwierdzić. Książka jest technicznie bardzo dobra, z przepięknymi ilustracjami oraz wartościowym przesłaniem. Każdy rodzic zna swoje dziecko najlepiej i sam powinien zdecydować, czy to książka dla niego. Zalecam przeczytanie jej najpierw samemu, bo chociaż powieść porusza i uczy, to jednak jest to przekaz niezwykle trudny – pełen smutku i cierpienia.
Zapatrzona w książki