Dziewczyny z Kontancina, okładka
Literatura piękna Recenzje

Dziewczyna z Konstancina

Ludzka natura bywa złożona.

Dziś widok kobiety w policyjnym mundurze nikogo nie dziwi i nie szokuje, ale jeszcze 100 lat temu wzbudzała sensację, a nawet zgorszenie. Wprawdzie bohaterka książki Dziewczyna z Konstancina nie nosi uniformu, ale i tak wzbudza u nie jednej osoby zdziwienie i zaskoczenie, gdy dowiaduje się, gdzie pracuje Hanka Lubochowska.

Główna bohaterka akcji

Hankę Lubochowską mogliśmy poznać w pierwszej części serii z jej udziałem pt.: Lisica. Śledziliśmy jej trudną drogę do chwili, w której teraz się znajduje. Minęło kilka lat i Hanka świetnie radzi sobie w trudnym czasie dla kobiet. Jest rok 1923. Widać już zmiany w podejściu do płci pięknej i postrzeganiu ich roli w społeczeństwie, ale nadal tzw. „męskie zawody” są trudno akceptowane, gdy wykonuje je kobieta. Jednak Hanka ma w sobie charyzmę, inteligencję i umiejętność dedukcji. 8 czerwca 1923 roku był dla nie jedną z ważniejszych dni w jej życiu. Tego dnia po raz pierwszy zjawiła się w Komendzie Miejskiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, jako etatowa pracownica na policji. Szybko zyskuje uznanie w męskim gronie. Tym razem sprawa dotyczy morderstwa adwokata, który broni ludzi z warszawskiego półświatka. Początkowo wydaje się, że będzie to proste śledztwo, ale wkrótce okazuje się, że zagadka staje się coraz bardziej skomplikowana.

Kontynuacja serii

Dziewczyna z Konstancina jest kontynuacją Lisicy, ale można ją przeczytać niezależnie od tego, czy znamy pierwszy tom, czy nie. Pan Witold Horwath zadbał o to, by niektóre wcześniejsze epizody, czy istotne informacje przybliżyć, więc nie ma efektu dezorientacji. Tym razem śledzimy wszystko z dwóch perspektyw. Wówczas to tylko Hanka opowiadała nam o czasach swojej młodości i swoich przygodach. Teraz nadal poznajemy jej wersję wydarzeń, ale nie tylko z jej perspektywy. Podobnie jak w „Lisicy”, jej opowieść ma charakter patrzenia na wydarzenia z pespektywy czasu, gdy opowiada o sobie swoim wnuczkom. Jednak nie tylko ona wspomina tamte czasy, bo drugim narratorem jest komisarz Paweł Sarnatowicz zwany Sarną. Ma za sobą wiele lat w służbie policji i trudną przeszłość. Od razu wzbudza sympatię, tak jak pozostali policjanci z grona współpracowników Hanki. Wiele z tych osób pojawiło się też w pierwszej części, więc ponownie możemy z nimi spędzić czas.

Narracja w powieści

Czytając kolejne strony i przygody Hanki, miałam wrażenie, jakbym przeniosła się w czasie. Autor bardzo barwnie i plastycznie oddaje nastrój lat międzywojennych, panującą modę, nastroje społeczne i styl wypowiedzi. Jedyne, co mi przeszkadzało, to brak oznaczeń, kto w danym momencie jest narratorem. Rozdziały mają nadane tytuły, które nawiązują do wydarzeń w danym epizodzie. Każdy pierwszy wers akapitu, oznaczony został dużymi literami i wówczas następuje też zmiana osoby prowadzącej nasza uwagę. Do tego jednak można z łatwością się przyzwyczaić, więc czytanie przebiegało bez problemów, mimo że nie zawsze są to bieżące wydarzenia, gdyż Hanka nie raz wybiega w przyszłość, komentując bieżące wydarzenia i ujawniając jak niektóre z nich się skończyły, lub co stało się z daną osobą wiele lat później.

Podsumowanie recenzji

Dziewczyna z Konstancina to bardzo ciekawy, niezwykle barwny, niestandardowo prowadzony kryminał retro. Witold Horwath stworzył ciekawą postać kobiety, która świetnie sobie radzi w męskim świecie. Niejednokrotnie wykazuje się roztropnością, spostrzegawczością i umiejętnością łączenia faktów lepiej, niż mężczyźni. Na okładce książki można przeczytać rekomendację napisaną przez reżysera filmowego Waldemara Krzystka, że jest to powieść bardzo filmowa i epicko mordercza, i trudno się z tym nie zgodzić. Dodałabym jeszcze, że napisana z lekkością i humorem, ale też z pasją i znajomością realiów międzywojennych lat.

Autorka recenzji

Mirosława Dudko