W mojej rodzinie każdy kogoś zabił, okładka
Literatura piękna Recenzje

W mojej rodzinie każdy kogoś zabił

W mojej rodzinie każdy kogoś zabił. Niektórzy z nas, ci osiągający najlepsze wyniki, zrobili to nawet więcej niż raz.

Tytuł tej książki – W mojej rodzinie każdy kogoś zabił jest tak niesamowicie intrygujący, że chyba większość czytelników lubiących kryminały przyciągnął do siebie. Mnie również. Lecz zaintrygował mnie także… gołąb na okładce. A ja jako typowa sroka od razu uchwyciłam się pewnej teorii. Nie zdradzę jej Wam, a co wspólnego z gołębiem ma książka, to już musicie sprawdzić sami. Zastanawiałam się nawet nad tym, dlaczego Benjamin Stevenson zatytułował właśnie tak swoją książkę…

Wciągające zagadki kryminalne

W mojej rodzinie każdy kogoś zabił zawiera w sobie wszystko to, co powinien mieć kryminał z domieszką czarnego humoru. Nie brakuje tu nieboszczyków, wielu podejrzanych oraz okazji do uśmiechu. To dowcipna wariacja na temat klasycznej powieści kryminalnej. Mnie zabrakło tylko większej ilości dialogów, lecz autor jest stand-uperem, więc właściwie nic dziwnego w tym, że fabułę poprowadził bardziej jak monolog. Gdy już się wpadnie w ten rytm, to całkiem dobrze się czyta. Pierwszoosobową narrację prowadzi Ernest Cunningham, który próbuje być wszystkowiedzącym, lubi dygresje i każdą sytuację dokładnie analizuje. Jednak robi to w dość zabawny i ciekawy sposób, sama zagadka kryminalna robi się coraz bardziej wciągająca. Chociaż tempo tej powieści nie pędzi zbyt szybko, to trzyma w napięciu do końca i ciągle angażuje czytelnika, zmuszając do analizowania treści. A nie jest to zbyt prosta zagadka.

Powinniście o mnie wiedzieć, że na każdą sytuację lubię patrzeć dwojako. Zawsze staram się dostrzegać obie strony medalu.

Zarys fabuły powieści W mojej rodzinie każdy kogoś zabił

Nie wszyscy lubią zjazdy rodzinne, również Ernest niechętnie się wybrał do ośrodka narciarskiego. Tam miała się zebrać cała rodzina. Teoretycznie ten zjazd w górskim pensjonacie miał polepszyć relacje rodzinne, ale wyszło jak zwykle, czyli gorzej…
Miało to być tylko kolejne i miłe spotkanie. Przecież weekend spędzony w towarzystwie najbliższych w ośrodku niemal zasypanym białym śniegowym puchem, z rozmowami przy kominku, powinien być co najwyżej nudny. Cóż innego mogło się wydarzyć, oprócz kłótni i niesnasek. Każdy członek tej rodziny ma swoje tajemnice, których pilnie strzeże i nie chce ujawniać innym. Jednocześnie chciałby poznać sekrety pozostałych członków rodziny.

Jedliśmy w milczeniu, wiedziałem jednak, że wszyscy przy stole myślą dokładnie o tym samym co ja: ten, kto ściągnął nas tutaj już dzisiaj, chociaż przyczyna, dla której zjechaliśmy w to miejsce, miała się pojawić dopiero jutro, powinien zostać przypięty pasami do toboganu i spuszczony z samego szczytu góry.

Podsumowanie

Nie chcę zdradzać fabuły, bo naprawdę warto samemu przeczytać tę książkę, lecz dodam, że nazwisko Cunningham w okolicy kojarzy się z łamaniem prawa. Kilkoro członków tej rodziny miało w przeszłości konflikty z prawem. Nawet teraz brat Ernesta znajduje się w więzieniu. Autor w W mojej rodzinie każdy kogoś zabił w ciekawy sposób jakby rozmawiał z nami. Nawiązuje do wielu wcześniejszych wydarzeń, jednocześnie sprawdza naszą czujność w czasie lektury. Zaskakujące zakończenie potrafi nieźle namieszać w głowie. Myślę, że fani kryminałów mogą być zaskoczeni, ale także i zadowoleni. Okazuje się, że można jeszcze bardziej rozwinąć ten gatunek literacki i wymyślić coś nowego. Jeśli macie ochotę na intrygujący weekend w odciętym od świata przez burzę ośrodku z niesamowicie tajemniczą rodziną Cunninghamów, to zachęcam Was do lektury.

Myszka