Listy Noel, Richard Paul Evans
Życie jest ciężkie. Im prędzej się z tym pogodzimy, tym lepiej będzie nam się żyło. Bądź wdzięczna za wyzwania, które pojawiają się na Twojej drodze. Bez doświadczenia we wspinaniu się na wysokie góry nie potrafilibyśmy dotrzeć na szczyty, a urodziliśmy się po to, by tam dojść. Nigdy nie rezygnuj z realizacji swoich marzeń. Zbyt wielu zatrzymuje się przed drobnymi przeszkodami, biorąc je mylnie za mury. Większość przeszkód to po prostu kamienie na drodze do sukcesu, a porażka to jedynie chwilowy przestój w grze w oczekiwaniu na kolejny rzut kostką.
Czasami ból, jaki doświadczamy, jest tak silny, że nie potrafimy sobie z tym poradzić. Przeraża siła, z którą w nas uderza i robimy wszystko, by nie czuć. Nawet jeśli to jest złe dla nas, rani innych i tworzy mur nie do pokonania. W takich chwilach liczy się tylko ten stan, gdy nic nie czujemy.
Zarys fabuły książki Listy Noel
Noel od lat nie była w swoim rodzinnym domu. Nie potrafiła pogodzić się z przeszłością i wybaczyć ojcu tego, co zrobił. Teraz jednak nie ma wyjścia. Tata informuje ją, że umiera i w końcu muszą sobie wszystko wyjaśnić. Kobieta niechętnie wraca do miasteczka i liczy, że zbyt długo tam nie zabawi. Jednak po dotarciu na miejsce dociera do niej, że na niektóre rzeczy jest już za późno, a ona musi zdecydować, co dalej z jej życiem.
Richard Paul Evans to taki mój pewniak na święta. Jego poprzednie książki z serii Noel – Dziennik Noel, Świąteczny nieznajomy i Ulica Noel – były cudowne. Dlatego też bez wahania sięgnęłam po Listy Noel, byłam pewna, że i tym razem się nie zawiodę. Czy faktycznie tak było?
Moje wrażenia
Ponownie Richard Paul Evans tworzy klimat, któremu trudno się oprzeć. Tworzy fabułę z niespiesznym biegiem wydarzeń, stawiając na życiowe wątki oraz emocje. O tak, tych tutaj nie brakuje – opisane subtelnie, z należytą uwagą i tak naturalnie. Listy Noel są kolejnym dowodem, jak pięknie pisarz potrafi mówić o zwykłej codzienności i towarzyszącym jej uczuciom. Uwielbiam w nim to, że pisząc o złości, żalu, nadziei oraz miłości robi to w taki niewymuszony sposób i skrywa w słowach lekcje życia oraz szanse dla wszystkich, bo daje nadzieję, że każdy zasługuje na to, co dobre.
Słów kilka o bohaterach książki Listy Noel
Noel nie była na początku postacią, którą da się polubić. Dopiero z czasem, poznając jej historię oraz uczucia, lepiej się ją rozumie. Muszę jednak przyznać, że od pierwszych stron czułam, że ta cała fasada to obrona przed niewyobrażalnym cierpieniem i żalem. Rozumiem jej złość, żal i strach przed poznaniem prawdy. Tak, ucieczka to tchórzostwo, ale na niektóre rzeczy naprawdę musimy być gotowi. No ale Listy Noel to też inni bohaterowie i uważam, że bez Grace, Dylana oraz Alex ta historia straciłaby coś naprawdę ważnego.
Na zakończenie
Uwielbiam klimat, jaki w swoich książkach tworzy Richard Paul Evans. Za każdym razem otula mnie nim niczym mięciutki kocyk i sprawia, że nie liczy się nic innego, tylko ta opowiadana historia. Listy Noel mnie zachwyciły, bagażem doświadczeń, wielkim ładunkiem emocjonalnym, cudownymi postaciami, no i oczywiście magią świąt. Tyle naraz autor umieścił w książce i rewelacyjnie ze sobą połączył, smutki mieszają się z radościami i tworzą przepiękną całość. Nie zapomnę tych wszystkich emocji i swoich ulubieńców. Za bardzo wpadło mi to wszystko w pamięć.
Listy Noel to idealna lektura na ten świąteczny czas, bo chociaż Richard Paul Evans z należytą powagą pisze o wszystkich złych wydarzeniach, to jednak nie przesadza ze zbyt dużym dramatyzmem. Skupia się bardziej na czasie cudów i przypomnieniu, że na miłość nie trzeba zasłużyć, ona tego nie wymaga. Bo na nią zasługuje każdy.
Irena Bujak,
Zapatrzona w książki