Coraz mniej światła, Nino Haratischwili
Od kiedy poznałam książkę Kotka i Generał Nino Haratischwili wiedziałam, że ta literacka podróż będzie trwała. Ósme życie tylko utwierdziło mnie w wyborze drogi, więc postanowiłam, że będę czytać wszystko, co tylko napisze ta pisarka niezwykła, o której nie sposób zapomnieć. Kiedy więc pojawiła się kolejna powieść pt. Coraz mniej światła, jedyne, co mogłam zrobić, to niezwłocznie po nią sięgnąć. Wewnętrzny imperatyw, który nie pozwala spać. Domyślacie się więc, że szybko zagościła w moich progach.
Powieść Coraz mniej światła nie zawiodła, nie rozczarowała, nie odepchnęła. Stała się jak najlepsza przyjaciółka, z którą można rozmawiać do rana. Dyskusja więc się toczyła i pozostawiła trwałe ślady w samym środku mnie.
Coraz mniej światła – bestsellerowa powieść Nino Haratischwili
Mamy rok 1987 – czas nadciągających przemian, bo gruzińskie pragnienie niezależności nie ustawało. W Tbilisi, które jest miejscem szczególnie mi bliskim, mieszkają Dina, Ira, Nene i Keto. Jedna empatyczna, druga skupiona na sobie, jeszcze inna zbuntowana. Tak indywidualne, tak różne, a jednak połączone nicią wspólnych dążeń do lepszego życia. Ich losy wiją się wokół nastrojów niepokoju, chaosu, materialnych trudności i politycznych potyczek. Jest więc prosta codzienność, ale i skomplikowane tło historyczno-gospodarcze.
Zaczynamy od teraźniejszości i spotkania po dwudziestu latach w Brukseli, na wystawie fotografii wykonanych przez jedną z dziewcząt, gdzie zaglądają w oczy temu, co było. Niestety w niepełnym składzie. A to wszystko po to, by stopniowo przenikać do przeszłości, do wspomnień, które są wciąż żywe. Dużo tu intensywnej kobiecości, która dojrzewa i szuka swojego miejsca. Jest wojenna zawierucha, która zawsze próbuje podciąć skrzydła, zdeptać i zniszczyć, ale też siła przyjaźni, wystawianej na dramatyczne próby i rozdzieranej przez bolesne doświadczenia. Odwaga, determinacja, ale i ludzka małość w obliczu machiny historii. Emocjonalne nasycenie, bo przedzieramy się przez niejedną burze.
Powrót w wielkim stylu
Coraz mniej światła to monumentalna opowieść o tym, że nie przewidzimy niewiadomej życia, a nawet najśmielsze sny mogą być zbyt małe. Misterna, o ażurowej strukturze, przez którą przenika światło, refleksje i życiowe rozterki. Nieśpieszna i ukierunkowana na relacje międzyludzkie, także te toksyczne, obarczone ciężarem nie do uniesienia. Język sugestywny, z rozbudowanymi opisami i licznymi przymiotnikami, dzięki czemu odczuwamy na własnej skórze tę opowieść. Raz więc czułam głębokie wzruszenie, innym razem miałam ciarki na plecach i łzy spływały do samego serca. Nie miałam wrażenia, że coś mnie dusi, że czas na przerwę. Było odwrotnie, nie chciałam jej kończyć, bo to oznacza rozstanie.
Książka Coraz mniej światła przypominała mi Genialną przyjaciółkę Elleny Ferrante, choć to inna przestrzeń geograficzna, inny klimat i realia. I wiecie co, nie mogę się już doczekać kolejnej epickiej wyprawy z Nino Haratischwili. Bo to literatura najwyższych lotów. Polecam bardzo.
Monika Parda,
Żyj Bardziej